KS. BISKUP MICHAŁ WARCZYŃSKI

Red.: Cała, prawie 39-letnia Służba Księdza Biskupa w naszym Kościele, to praca w diasporze. A diaspora, to rozproszenie, nie tłumy. Dlaczego wybrał Ksiądz Biskup pracę w diasporze?

 Ja diaspory nie wybierałem. Nie miałem wpływu na to, gdzie zostanę skierowany. Poddałem się zawołaniu proroka Izajasza: „Oto jestem, Panie, poślij mnie”. To była wola Boża.

A jakie były początki?

Jako absolwent ChAT, przed ordynacją zostałem skierowany przez biskupa dra Andrzeja Wantułę na praktykę do parafii w Giżycku. Ks. biskup Wantuła dodał, że po ordynacji zostanę tam powołany na wikariusza. Tymczasem w Giżycku spędziłem zaledwie 15 minut. Pracujący tam wtedy ks. Pilch-Pilchowski na skutek jakiś nieporozumień nie przyjął mnie, co zdecydowało o zupełnie innym losie mojej służby. Przedordynacyjną praktykę odbyłem w rodzinnym Sopocie. Również w kościele sopockim odbyła się moja ordynacja, dotychczas jedyna w powojennym okresie.

Kto ordynował Księdza Biskupa?

Aktu ordynacji dokonał ks. biskup Andrzej Wantuła, asystentami byli: ówczesny proboszcz parafii w Sopocie ks. senior Edward Dietz oraz ks. rektor prof. Woldemar Gastpary, który przez cały okres moich studiów był dla mnie wzorem, i miał duży wpływ na kształtowanie mojego charakteru.

Gdzie został Ksiądz skierowany po ordynacji?

Po ordynacji zostałem w parafii Sopocie, gdzie odbyłem ponad dwuletni wikariat. Jak wspomniałem, Sopot był moją rodzinną parafią, w niej się wychowałem i byłem przyzwyczajony do małej liczebnie społeczności. Wikariat był bardzo interesujący. Poznałem wtedy głęboką diasporę Pomorza. Przede wszystkim jeździłem do małych zborów: do Tczewa, Lęborka, Słupska, Elbląga i Mikołajek Pomorskich. Wszystkie wymienione parafie i stacje kaznodziejskie (dzisiaj filiały), były w tamtych czasach obsługiwane przez parafię w Sopocie. Czasami prowadziłem również nabożeństwa w Sopocie.

Jak Ks. Biskup wspomina czasy wikariatu?

W tamtych czasach, w porównaniu z dzisiejszą diasporą, były to dość liczne zbory, ale na tyle małe, że wszyscy znaliśmy się, Czuliśmy się jak w dobrej rodzinie: dobrze i bezpiecznie. W niedzielę, ze względu na odległości (jeździłem pociągami i autobusami) miałem dwa nabożeństwa, a potem jeszcze lekcje religii, konfirmacji, odwiedziny i spotkania parafialne. Warunki były trudniejsze, niż obecnie, kościoły nie ogrzewane, nabożeństwa w Tczewie odbywały się w małym pokoju, w Lęborku nie było pomieszczenia na lekcje religii, i in. Ale jeździłem tam zawsze chętnie, a powierzone zadania starałem się wykonywać z dużym poczuciem odpowiedzialności.

Niestety, był to czas niekończących się wyjazdów naszych parafian na Zachód. W Sopocie np. była wspaniała, wartościowa młodzież, przeważnie studencka, która w większości potem rozjechała się po całej Europie.

Pierwsza samodzielna placówka, to parafia z Zduńskiej Woli w Diecezji Warszawskiej…

Nowa parafia, samodzielne działanie, dodawało mi skrzydeł. Szybko, wraz z żoną poznaliśmy parafian, zżyliśmy się z nimi. Do obsługi duszpasterskiej i administracyjnej miałem jeszcze parafię w Łasku i filiał w Chorzeszowie. Przez pewien czas obsługiwałem parafię w Pabianicach, a później do końca mojego tam pobytu, parafię w Wieluniu.

Byłem wtedy bardzo młody, silny i pełen energii. W Wielki Piątek odprawiałem pięć nabożeństw ze Spowiedzią i Komunią Świętą, w tym rano i wieczorem w Zduńskiej Woli, a na trzy kolejne dojeżdżałem. Przez okres kilku lat sprawowałem funkcję diecezjalnego duszpasterza młodzieży. Ta funkcja była dla mnie wyzwaniem. Dużo satysfakcji dawała mi praca z młodzieżą i dziećmi, których niestety nie było dużo. Ale dzisiaj, jako dojrzali ludzie zostali w parafiach, dwoje gra na organach podczas nabożeństw i prowadzą chóry parafialne.

Chciałem też dodać, że w mojej służbie tak się złożyło, że wszędzie trzeba było niemal od podstaw przeprowadzać kapitalne remonty. Podczas mojej ponad dziesięcioletniej służby w Zduńskiej Woli wymieniono dach na tamtejszym kościele oraz na plebanii, dach na plebanii i kaplicy w Łasku, wymalowano kościół w Wieluniu i Zduńskiej Woli, dostosowano kaplicę na plebanii w Zduńskiej Woli do potrzeb nabożeństw zimowych, zrobiono kaplicę w Łasku, która służy tamtejszym zborownikom, jako obecnie jedyna świątynia, do tej pory.

A czy byli w Zduńskiej Woli jacyś parafianie, którzy mieli wpływ na życie Księdza Biskupa?

W Zduńskiej Woli poznałem pastorostwo Natalię i Zenona Dietrichów, którzy pochodzili ze Zduńskiej Woli, a mieszkali w Essen. Ks. pastor Z. Dietrich był wtedy duszpasterzem zborów polskich w Niemczech. To właśnie dzięki ich staraniom i pomocy, mogliśmy wykonać wiele ważnych remontów. Pastorostwo zabezpieczyli też środki na budowę organów w zduńsko-wolskim kościele. Byli ludźmi głęboko zaangażowanymi i prawymi, a kontakty utrzymywali nie tylko z nami, lecz również ze zborownikami. Ważną rolę w mojej służbie odegrał też p. inż. Zygmunt Bąkowski, przedwojenny absolwent lwowskiej politechniki, w dzieciństwie i wczesnej młodości kolega ks. rektora Gastparego. Wspaniały, mądry człowiek. Pomimo dużej różnicy wieku, zaprzyjaźniliśmy się. Nauczył mnie wielu rzeczy, wyniosłem z tej znajomości wiele umiejętności, które są mi przydatne po dzień dzisiejszy.

Ponad 10 lat pracował Ks. Biskup w Zduńskiej Woli, a potem nastąpiła przeprowadzka do Sopotu. Co o tym zadecydowało?

 Radni z Sopotu skierowali do mnie prośbę, abym zechciał kandydować na otwarty wakans na proboszcza. Nie ukrywam, że czas 10-letniej służby w Zduńskiej Woli był czasem, w którym zdążyłem się dużo nauczyć i czułem się w tej parafii spełniony. Teoretycznie nie musiałem niczego zmieniać, mogłem zacząć zbierać owoce swojej pracy. Parafianie chcieli, abym został proboszczem. Ale pociągało mnie duże miasto, nowe wyzwania. Po wyborach, pełen optymizmu, objąłem probostwo parafii w Sopocie. To było 25 listopada 1983 roku. Po bardzo krótkim czasie zorientowałem się, że pomimo przychylności i oddaniu parafian, jest bardzo trudno. Właściwie tylko dzięki mądrości ówczesnego kuratora parafii i radnych, pozostałem w Sopocie. Przez ponad 6 lat nie mieszkałem na plebanii. Nieruchomości parafialne nadawały się jedynie do kapitalnego remontu. Kościół był zamknięty przez nadzór budowlany, gdyż strop groził zawaleniem. Natychmiastowego remontu wymagała kaplica w Tczewie, Lęborku a także kościół w Mikołajkach Pomorskich. Powołałem z Radą do pomocy Komisję Remontową. Nabożeństwa w Sopocie odbywały się tymczasem w za małej kaplicy na plebanii, tam też zostałem wprowadzony w urząd proboszcza. Rozpoczęliśmy z żoną pracę przede wszystkim tam, gdzie była najbardziej konieczna i można to było uczynić niemal z marszu. A więc zaczęła funkcjonować Szkółka Niedzielna, założony został chór parafialny, którego pierwszą dyrygentką była p. Halina Mikolon. Odnowione zostały kontakty między-parafialne. Zaczęliśmy wyjeżdżać z parafianami na różne uroczystości do innych parafii. Wielu zborowników z wielką żarliwością i zaangażowaniem włączyło się do współpracy. To była wielka i fantastyczna sprawa. Wyzwanie i godna pochwały społeczna postawa. Integrowaliśmy się. Remonty stawały się nie tak uciążliwe, a pełne ławki ludzi podczas nabożeństw w kaplicy, radowały oczy wszystkich. Po dziewięciu miesiącach, co na owe czasy było dużym osiągnięciem, położyliśmy, dzięki pomocy finansowej Kościoła, dach na świątyni sopockiej, uruchomiliśmy nieczynne od lat ogrzewanie, wyczyściliśmy kościół i w Święto Żniw pierwsze od lat, uroczyste nabożeństwo z występem chóru, odbyło się już w naszej świątyni Zbawiciela.

Tak pracowałem przez prawie dziesięć lat: intensywna praca duszpasterska, nabożeństwa, wybory rad parafialnych, remonty, odwiedziny, spotkania…

A potem był wybór na urząd biskupa Diecezji…

Biskupem Diecezji Pomorsko-Wielkopolskiej wybrany zostałem niespodziewanie, nie zabiegając o ten zaszczyt, zwłaszcza, że wcześniej według oświadczenia ówczesnego biskupa Janusza Narzyńskiego, na zgromadzeniu wyborczym synodu, urząd ds. wyznań nie zgodził się na moją kandydaturę.

Ale teraz wybierano biskupa w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej. Co prawda duchowni mieli już swoją kandydaturę, jednak losy potoczyły się inaczej. Kiedy po nabożeństwie w kościele w Toruniu przed wyborami podeszła do mnie grupa świeckich Synodałów z prośbą, abym zgodził się kandydować na biskupa- odmówiłem. Ale, gdy przyszli do mnie po raz drugi, zgodziłem się myśląc, że i tak zostanie wybrany ten, który miał moim zdaniem, największą szansę na wybór. Los chciał inaczej. Jak oceniam dzisiaj, o moim wyborze zdecydowały przede wszystkim głosy ludzi świeckich. Myślę, że tym wyborem byłem nie tylko ja zaskoczony, ale też bp Jan Szarek, który je prowadził, a potem moja żona, gdy po powrocie tę wiadomość jej oznajmiłem.

Wybory pokazały, że świeccy Synodałowie obdarzyli Księdza ogromnym zaufaniem. To motywuje do sprostania obowiązkom, których przybyło…

 To była duża zmiana w moim życiu. Nagle, stanęło przede mną wiele nowych wyzwań. Działałem już, jak wcześniej wspomniałem, w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej, w okresie transformacji. Przede wszystkim chciałem wzmocnić Diecezję zarówno pod względem kadry duszpasterskiej jak i finansowo, powołać do życia istniejące kiedyś parafie, a potem zamykane. Udało mi się dotychczas otoczyć opieką duszpasterską kilka parafii. We wschodniej części Diecezji duszpasterza na stałe otrzymały parafie w Elblągu i Koszalinie. Diecezja otrzymała wikariusza. Uregulowałem sprawę Słupska i Koszalina, a dzięki staraniom proboszcza poznańskiego, duszpasterzy otrzymały jeszcze parafie w zachodniej części Diecezji w Lesznie i Pile. Pomogły w tym rewindykacje mienia kościelnego. Wtedy przekonywałem i niemal zmuszałem rady parafialne do składania wniosków o rewindykację. Bo ta metoda działania zapewniała byt finansowy parafii, która często dopiero wtedy mogła duchownego utrzymać. W wyniku tego konsekwentnego działania Diecezja zmieniała swoje oblicze.

A duszpasterstwo w Diecezji?

Na duszpasterstwo w Diecezji składa się praca duszpasterska wszystkich duchownych w poszczególnych parafiach. Ja staram się i zachęcam do organizowania nabożeństw i spotkań diecezjalnych. Od 25 lat corocznie odbywają się Diecezjalne Zjazdy Chórów, które integrują naszą rozproszoną społeczność. Wprowadziłem 3-dniowe spotkania rodzin pastorskich, wydałem 10 roczników „Diaspora”, które oprócz referatów obejmowały ważniejsze wydarzenia w Diecezji. (obecnie miejsce „Diaspory” zajął „Gdański Rocznik Ewangelicki”.)

Przez kilkanaście lat prowadziłem coroczne czerwcowe spotkania kuratorów parafii, na których każdy składał sprawozdanie o tym, co minionym roku odbyło się w jego parafii. W Diecezji odbywają się również coroczne zjazdy młodzieżowe, Diecezjalne Święto Żniw i diecezjalne ewangelizacje. Od ponad dwudziestu lat organizujemy dla dzieci i młodzieży konfirmacyjnej 2-tygodniowe obozy letnie.

Ma Ksiądz Biskup jeszcze dodatkowe zajęcia z racji zajmowanego urzędu…

Tak, przede wszystkim wizytacje parafii, uczestniczenie w ważniejszych uroczystościach i jubileuszach, sesjach i spotkaniach. Wprowadzam również w urząd proboszczów i nowo wybrane rady parafialne. Rozwiązuję w parafiach wraz z Radą Diecezjalną i Komisją Rewizyjną rożne sprawy sporne np. finansowe, organizacyjne. Pochłania mnie również reprezentacja naszego Kościoła na zewnątrz. Dużo czasu zajmują mi te różne sprawy i często jestem w podróży.

Oprócz tych wszystkich wymienionych powyżej funkcji administracyjnych i reprezentacyjnych, jest Ksiądz Biskup przede wszystkim duszpasterzem. Proszę powiedzieć, jak się Ksiądz czuje, głosząc kazania do niewielkiej liczby zborowników, w małych parafiach i filiałach, a jak w dużych, na wyjazdach, czy „u siebie” podczas uroczystości, które skupiają więcej osób?

 Najlepiej czuję się, gdy w kościele, lub kaplicy jestem słuchany z bliska. Gdy widzę twarze słuchaczy i mogę zaobserwować oddziaływanie na nich Słowa Bożego. Tę bliskość czuję najczęściej, gdy np. przemawiam na pogrzebach. Uważam, że ambona lub mównica powinna stać jak najbliżej wiernych. W kościołach, w których wchodzi się na ambonę i nie widać z niej dokładnie twarzy słuchaczy, kazanie wygłasza się inaczej. Jest trudniej, nie ma aż tak bezpośredniego kontaktu. Podstawą dobrego odbioru kazania jest jego wartość, bliskość parafian i dobra słyszalność.

A teraz z racji doświadczenia i praktyki: czy zauważa Ksiądz Biskup różnice dotyczące stosunku ewangelików do Kościoła na przestrzeni ponad 35 lat swojej pracy?

 W jednoczącej się Europie, przed Kościołem stanęły nowe wyzwania. Likwidowanie granic umożliwiło swobodne przemieszczanie się, przenikanie kultur, obyczajów i mentalności, następuje szybsza wymiana myśli technicznej. Powstaje nowa rzeczywistość. I w tej nowej rzeczywistości nasz kraj, a tym samym nasz Kościół musi się na nowo odnaleźć. Pamiętam, że ponad 20-25 lat temu, gdy z ambony zaprosiło się parafian, aby przybyli w tygodniu na plebanię na interesujące spotkanie, sala była pełna. Teraz samo zaproszenie nie wystarcza, należy czynić jeszcze dodatkowe starania, włożyć więcej wysiłku. Obecnie jest więcej innych atrakcyjnych możliwości spędzania czasu, a jednocześnie daje się zauważyć dotkliwy brak czasu u ludzi pracujących zawodowo. Nastąpiło przyśpieszenie. Jest inaczej. Potrzebujemy konkretnych inicjatyw, wizji, aby spotkania uatrakcyjniać, wyjść naprzeciw oczekiwaniom. A w niedzielne kazania należy wkładać więcej wysiłku, by były bardziej komunikatywne, poruszające aktualne problemy współczesnego życia. Musimy zdać sobie sprawę, że tylko wspólne orędowanie przez duchownych i parafian na rzecz wartości chrześcijańskich będzie wzmacniać Kościół. Jest ku temu szansa, gdyż mimo postępującej sekularyzacji, wielu z nas buduje swoje życie w wierze. Uważam, że dobrze zorganizowane ewangelizacje, dobrzy ewangeliści mogą przybliżyć wielu ludzi do Kościoła. Ważne, aby w interesujący, sprawdzony sposób przedstawiać, jakie wartości są dla życia z Jezusem najważniejsze.

Jesteśmy świadkami, jak w dzisiejszym świecie w zastraszającym tempie upowszechnia się styl życia oparty jedynie na zdobywaniu dóbr materialnych i niekończącym się życiu na kredyt. Zadaniem Kościoła jest przypominanie, że nie zostaliśmy stworzeni jedynie do powiększania dóbr materialnych, szukania dodatkowej pracy i zdobywania pieniędzy, ale jesteśmy przede wszystkim powołani do działania duchowego i odpowiedzialności przed Bogiem.

Jakie są doświadczenia Księdza Biskupa w zakresie udziału świeckich w parafiach?

Udział świeckich w parafiach jest podstawą działalności parafialnej. Gdy duchowny przyjdzie na nabożeństwo do kościoła i nikogo nie zastanie, to w przeciwieństwie do duchownego rzymskokatolickiego, ewangelicki nabożeństwa nie poprowadzi. Kościół tworzą świeccy. Parafia dobrze funkcjonuje tam, gdzie obok duchownych, działają świeccy członkowie społeczności. Powiem więcej: w obecnej dobie świeccy i duchowni swojej osobistej wiary nie powinni ograniczać jedynie do sfery prywatnej. Bo to my, wszyscy wierzący, współtworzymy parafię, wyznajemy Jezusa i wspólnie nieść powinniśmy innym owoce wiary. A to oznacza, że wtedy będziemy otwierać się na wszelkie sprawy, które nas otaczają. Uważam ponadto, że należy mieć opracowane określone stanowisko na aktualne problemy otaczającego nas życia. Jest to szczególnie ważne w obecnej sytuacji, gdy obserwujemy nieustające zainteresowanie nauką naszego Kościoła. Uczmy się reklamować walory naszego wyznania. Zachodnia Europa już patrzy z niedowierzaniem na ciągle dobrą frekwencję na nabożeństwach w naszych kościołach. Gdy u nich świątynie się sprzedaje, u nas ciągle są budowane nowe. I w tym szeroko pojętym działaniu, to właśnie świeccy mają najwięcej do powiedzenia i mogą naprawdę dużo zdziałać dobrego w swoim Kościele. Zawsze do tego zachęcam.

Pełniąc już drugą kadencję urząd biskupa Diecezji, jest Ksiądz jednocześnie cały czas proboszczem sopockiej parafii. Jak Ksiądz Biskup potrafi łączyć te dwie funkcje?

 Po prostu pracuję. Mam do pomocy Radę Parafialną, wikariusza, sekretarkę oraz zespół społecznych współpracowników. Dbam oto, aby kazania były na dobrym poziomie. W kościele działa biblioteka Etos, Sala Debory, stoisko książkowe. Są dwa Koła Pań, Koło Młodzieży, Chór, Gdański Oddział PTE, Studium Biblijne, Komisja Diakonijna, regularnie odbywają się lekcje religii i konfirmacji, spotkania dla osób zainteresowanych naszym wyznaniem i in.

Sporo tego. W sopockiej parafii obchodził ponadto Ksiądz Biskup uroczyście różne parafialne i swoje jubileusze, np. 110 rocznicę założenia Parafii, 80-lecie kościoła, 30-lecie ordynacji, 25-lecie probostwa, wprowadzenia w urzędowanie Rad Parafialnych. A czym ostatnio żyje parafia?

 Ostatnio mieliśmy dwa duże wydarzenia. We wrześniu parafia zorganizowała XV Forum Inteligencji Ewangelickiej, na które przyjechało ponad 160 osób z całej Polski, a w październiku obchodziliśmy jubileusz 90-lecia wybudowania i poświęcenia naszego kościoła. Teraz stoimy u progu Adwentu i przygotowujemy się do radosnych świąt Narodzenia Pańskiego.

W opinii swoich parafian cieszy się Ksiądz Biskup opinią dobrego, troskliwego duszpasterza, dbającego o swoich zborowników i o powierzone Mu mienie parafialne. Spełnił Ksiądz Biskup również oczekiwania członków Synodu naszej Diecezji, którzy wybrali Go na drugą kadencję. To powód do dużej radości i satysfakcji. Kolegium Redakcyjne dołącza swoje gratulacje. Życzymy Księdzu Biskupowi jeszcze wielu nowych doświadczeń oraz Bożego Błogosławieństwa i Bożej pomocy w dalszym pełnieniu swojej odpowiedzialnej Służby.

 

Sopot, dnia 20 listopada 2009r.